Zniknęła więc bariera wejścia do świata rozszerzonej rzeczywistości (augmented reality). Choć z roku na rok liczba pobrań aplikacji rośnie, rośnie też konkurencja. W wirtualnych sklepach (takich jak Goole Play czy iTunes) programów przybywa szybciej niż dokonywanych instalacji. A to oznacza dużą walkę o uwagę użytkowników, czyli finalnie – o miejsce w pamięci ich telefonów. Użytkownicy coraz częściej zastanawiają się przy tym dwa razy, zanim pobiorą coś na swojego smartfona. Dostrzegli bowiem, że choć w smartfonie mają kilkadziesiąt różnych aplikacji, regularnie korzystają z kilkunastu!
Nie bez znaczenia jest też pojemność smartfonów. Bo choć kolejne modele mają coraz większą pamięć, z roku na rok przyrasta liczba przechowywanych w nich filmów, zdjęć czy nagrań. Z nowych aplikacji konsumentom przychodzi zaś zrezygnować łatwiej niż z rodzinnych fotografii.
Na niekorzyść aplikacji przemawia też cyfrowa prywatność. Co czujesz, gdy zaraz po instalacji, aplikacja prosi o dostęp do kamery, dyktafonu i twojego mobilnego kalendarza? A gdy dodatkowo zapyta (a zapyta), czy może wysyłać Ci powiadomienia i śledzić Twoje położenie? No właśnie! Często w tym momencie dopiero co zainstalowana aplikacja ląduje w koszu.
Przewidując te trendy już kilka lat temu, jako jedni z pierwszych na świecie, zbudowaliśmy silnik web AR. Dzięki niemu marka może udostępnić rzeczywistość rozszerzoną wszystkim użytkownikom smartfonów. W przeglądarce, bez aplikacji. Marketerom uprościliśmy dostęp do konsumentów, a konsumentom – dostęp do świata nowych doświadczeń.
Silnik web AR oparty jest na sztucznej inteligencji, która uczy się poszukiwać na obrazie markerów, np. grafiki, ustalonego słowa, czy koloru. Gdy zostaną wykryte, system odtwarza ustalony wcześniej efekt i w czasie rzeczywistym dodaje go do widoku z kamery smartfona.
