Kryzys wyłoni zwycięzców!

press room

data publikacji

Krakowski Festiwal Filmowy okazał się w czasach pandemii frekwencyjnym hitem, a z zajęć plastycznych online w Kutnowskim Domu Kultury skorzystały wówczas trzy tysięcy osób. Wcześniej przychodziło na nie dwunastu uczestników – o tym, jak budować cyfrową ofertę kulturalną w magazynie „La Vie" opowiada Adrian Hołota, CEO Panów Programistów.

Marcin Reiter: Ta miłość rodziła się w bólach…

Adrian Hołota: Masz na myśli miłości instytucji kultury do mediów cyfrowych? 

 

Czytasz w moich myślach. 

Spektakle operowe, przedstawienia teatralne czy koncerty symfoniczne były obecne na YouTube od początku istnienia serwisu. Nie cieszyły się jednak wielką popularnością, a ludzie kultury nie traktowali ich jak osobne produkty, ale raczej promocję swoich działań. Nie przywiązywano większej wagi do ich produkcji, wskutek czego ich jakość pozostawiała wiele do życzenia. Przyjmowano zresztą, że nie po to przy budowie sal operowych czy teatralnych dbano o estetykę i akustykę, by teraz dzieło wyjmować poza kontekst miejsc i prezentować je widzom rozwalonym niedbale na kanapie, nie daj Boże, z piwem w ręku. 

 

Filharmonicy wiedeńscy od lat grają koncert noworoczny dla milionów telewidzów na całym świecie i raczej nie łudzą się, że wszyscy oni siedzą wyprostowani przed telewizorami w wieczorowych sukniach i frakach.

Cóż, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nadal mają na sobie sylwestrowe kreacje. (śmiech) Na poważnie jednak to efekt umasowienia telewizji. Kultura wysoka musiała nauczyć się współdziałać z telewizją jak wcześniej z radiem. Przypomnę, że Teatr Telewizji zaistniał na wizji już w 1953 r., wraz z rozpoczęciem działalności Telewizji Polskiej. Co ciekawe, pierwsze spektakle były nadawane ze studia telewizyjnego na żywo. 

Czy pandemia była konieczna, by ludzie kultury docenili internet?

Nie, konieczna nie była, ale zdecydowanie przyspieszyła proces przemian. Przyparte do muru instytucje i organizacje kulturalne, czy tego chciały, czy nie, czy były na to gotowe, czy nie, musiały natychmiast przejść z trybu offline do trybu online. Początkowe narzekanie, nagle zastąpiło wielkie zdziwienie z osiąganych wyników. Dyrektor Kutnowskiego Domu Kultury raportował, że w czasie lockdownu z prowadzonych przez internet zajęć plastycznych skorzystało trzy tysiące osób. Wcześniej do pracowni przychodziło na nie… dwunastu uczestników. Dla pełnego obrazu warto dodać, że Kutno liczy 45 tysięcy mieszkańców.

Zyskały ośrodki kultury lokalnej?

Na pewno otrzymały niezwykłą szansę przekroczenia swojej lokalności i dotarcia do szerokiego grona odbiorców, czasem nawet globalnego. Spójrzmy na platformę operavision.eu, za pośrednictwem której polskie opery mogły prezentować swoje spektakle europejskiej publiczności. Krakowski Festiwal Filmowy właśnie w pandemii okazał się frekwencyjnym hitem. W płatnych, internetowych seansach udział wzięło ponad 40 tysięcy osób z całego świata – dwa razy więcej niż w czasach, gdy pokazy odbywały się w kinach. Wygranymi były te ośrodki kultury, które zrozumiały, że internet rządzi się swoimi prawami. Że nie wystarczy włączyć kamerę i transmitować przedstawienie czy przebieg zajęć. Że ważna jest interakcja, wykorzystanie różnych narzędzi, multikanałowość.

Menedżerowie kultury mieli tę świadomość? 

Trzeba docenić ich otwartość i chęć korzystania z doświadczeń, które my latami zdobywaliśmy na rynku usług komercyjnych. Świetnym przykładem jest nasza współpraca z Miejską Biblioteką Publiczną w Kaliszu. Z jednej strony niezwykle zaangażowani bibliotekarze, z drugiej nasz zespół specjalistów od strategii, UX i UI, grafików, copywriterów oraz programistów. Razem krok po kroku tworzyliśmy produkt cyfrowy, dokładnie tymi samymi metodami, których używamy, pracując nad aplikacjami czy oprogramowaniem na rynek komercyjny.

 

Rynkowe podejście do kultury? Już widzę oburzenie wielu czytelników. 

Po owocach ich poznacie! Naszym wyzwaniem było zapoznanie młodzieży z burzliwym życiorysem podróżnika, kaliszanina z urodzenia Stefana Szolca-Rogozińskiego. Lepiej zrobić animowany film czy opublikować serię wywiadów z bibliotekarzami? A może połączyć je w jedno? Zanim podjęliśmy decyzję o budowie gry przygodowej z zastosowaniem wielu form komunikacji, w tym opartego na sztucznej inteligencji chatbota, przeprowadziliśmy szereg warsztatów strategicznych. Wspólnie z pracownikami biblioteki i miłośnikami lokalnej historii wypracowaliśmy scenariusze i ich wariantowość, estetykę graficzną, język dialogów. Angażowaliśmy też potencjalnych odbiorców, by testować atrakcyjność stosowanych rozwiązań. W efekcie wypracowaliśmy produkt naprawdę angażujący młodzież. Do tego o wysokich walorach edukacyjnych, ale też estetycznych. Gdy go tworzyliśmy, wydawało się, że będzie rozwiązaniem chwilowym, na czas pandemii. Tymczasem tak spodobał się młodzieży i edukatorom, że korzystają z niego cały czas. 

 

Ten model pracy sprawdzi się w każdym obszarze kultury? 

Odpowiem przewrotnie: w każdym obszarze kultury zdarzają się osoby zakochane w swoim pomyśle, które – nie poddając go żadnej walidacji – ślepo dążą do jego realizacji. Ten model pracy nigdzie się nie sprawdza! W ten sposób rodzą się aplikacje, z których nikt nie korzysta. To wyrzucanie pieniędzy w błoto, często pieniędzy publicznych. By tego uniknąć, trzeba pracować w zespołach, budować prototypy, testować, poprawiać. Do bólu, aż będą użyteczne. Trzeba przy tym zawsze trzymać azymut, którym jest świadomość tego, co, dla kogo i po co się buduje. Praca na wartościach jest niezbędnym elementem procesu. Trzeba też pamiętać, że produkt cyfrowy wymaga ciągłego rozwoju, udoskonalania, dopasowywania do potrzeb klientów, które przecież zmieniają się w czasie. Jeśli tego nie będziemy robić, aplikacja po dwóch-trzech latach będzie do wyrzucenia.

A może najłatwiej kopiować rozwiązania, które z sukcesem przyjęły się u innych?

Broń Boże! Często przychodzą do nas klienci z pomysłem zbudowania drugiego Airbnb, Ubera czy LinkedIna. Wierzą, że jeden model można przeszczepić do każdego segmentu rynku. Abstrahując od ich specyfiki, kroczą wprost tu porażce. Na samym początku zawsze konieczna jest analiza strategiczna. Polecam takie podejście również menedżerem kultury. Każda instytucja działa w innych warunkach, każda ma inne cele, każda dociera do innego odbiorcy. I każda może zbudować coś wyjątkowego! 

 

Zwłaszcza że popandemiczny rynek kultury wydaje się bardziej konkurencyjny. 

I to na dwójnasób. Z jednej strony instytucje kultury zaczęły na dobre konkurować ofertą cyfrową, coraz bardziej rozwiniętą, doskonalszą, bogatszą. Wyróżnienie się na tym rynku wymaga więc jeszcze więcej pracy, umiejętności i kreatywności. Z drugiej strony – wraz ze zniesieniem obostrzeń sanitarnych – teatry, muzea czy opery wróciły do pracy offline. Teraz muszą znaleźć sposób na wypracowanie modelu współistnienia obu typów działalności. Muszą odpowiedzieć na pytanie, jak budować ich komplementarność. I muszą zmierzyć się z nowymi wyzwaniami technologicznymi, bo świat przecież nie stoi w miejscu. Młodzi odbiorcy coraz śmielej zaczynają na przykład korzystać z metaversa. Czy polska kultura jest na to gotowa? Teatry, filharmonie czy galerie potrzebują rozsądnych planów adaptacji do nowych technologii.   Kto dobrze odrobi to zadanie, podejdzie do niego strategicznie, stanie się liderem. Kryzys wyłania nie tylko przegranych, ale również zwycięzców. Na odrodzonym po pandemii rynku kultury, już niedługi dostrzeżemy tych pierwszych i tych drugich.  

 

Adrian Hołota

 

Twórca studia programistycznego Panowie Programiści i firmy consultingowej Sparing Digital, która specjalizuje się w tworzeniu dochodowych produktów cyfrowych. Od lat pomaga instytucjom kultury digitalizować procesy i budować nowoczesne narzędzia. Stworzył autorski system rezerwacji i sprzedaży biletów oraz obsługi widzów, wykorzystywany przez podmioty kultury. Pracował m.in. dla Instytutu Teatralnego, Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach, Miejskiej Biblioteki Publicznej w Kaliszu, Open’er Festival czy Kraków Live Festival. Laureat kilkudziesięciu nagród marketingowych, w tym Innovation, KTR, Kreatury i Mixx Awards.

 

Wywiad ukazał się w magazynie „La Vie".